Mój synek urodził się pod koniec 2013 r., w 39 t.c., urodził się siłami natury i dostał 10 pkt. w skali Apgar. W pierwszej dobie został zaszczepiony szczepionkami BCG 00113 oraz Hepavax 1433008. Po tych szczepieniach nie obserwowałam u niego żadnych negatywnych odczynów. W wieku 7 tygodni w przychodni podano mu szczepionki: Hepavax Gene 1433006 oraz Infanrix IPV Hib A20CB079A. Podczas tej wizyty byłam również bardzo gorąco zachęcana do szczepienia p. pneumokokom. Odmówiłam ponieważ nie brałam wcześniej tej szczepionki w ogóle pod uwagę. Niemniej pani doktor polecała ją i mówiła żebym jak najszybciej się zdecydowała, bo naprawdę warto.
Dobę później synek zaczął gorączkować. Początkowo był to stan podgorączkowy, ale temperatura powoli rosła, a synek był markotny. Następnego dnia zadzwoniłam do przychodni, ale usłyszałam już w rejestracji, że wizyta u lekarza nie jest konieczna, a gorączka jest jak najbardziej normalnym objawem poszczepiennym. Tej samej nocy (czyli ok. 1,5 doby po szczepieniu) temperatura skoczyła do 40 stopni, podałam leki p.gorączkowe i pojechałam do szpitala. Na nasze szczęście o 2 w nocy izba przyjęć świeciła pustkami, więc zostaliśmy przyjęci. Na izbie temperatura spadła do 38 stopni, cały czas mówiłam jednak o tym, że temperatura szybko narasta i trudno ją zbić,więc zostaliśmy poproszeni o zaczekanie na korytarzu i będzie ponowny pomiar za ok.20 min. Kiedy weszłam ponownie do gabinetu usłyszałam, że powinnam zgłosić się do lekarza rodzinnego i dostałam kartkę z informacją jak zbijać gorączkę. Zapytałam czy naprawdę dziecko w takim stanie może czekać w domu ponad 2 doby (była noc z piątku na sobotę) na wizytę u lekarza… Wtedy ponownie zbadano synkowi temperaturę i okazało się, że ponownie wzrasta. W związku z tym zostaliśmy przyjęci na oddział w celu obserwacji. Przy przyjęciu na oddział synek miał pobraną krew i mocz do badań, a za kilka godzin usłyszałam, że wyniki są tak złe, że muszą ponownie pobrać krew, bo to niemożliwe żeby tak dobrze wyglądające dziecko miało takie wyniki. Niestety wyniki okazały się prawdziwe (CRP 295mg/l, prokalcytonina 41 ng/ml), a przerażonej miny pani doktor, która mnie o tym informowała nie zapomnę do końca życia… Zaczęły się 2 tygodnie walki o życie w szpitalu z diagnozą posocznica nerkopochodna – antybiotyki Biotaksym, Biodacyna, podawanie immunoglobulin, liczne wkłucia (bardzo kruche i trudnodostępne naczynia krwionośne – do założenia 1 wenflonu synek był czasem nawet 17 razy ukłuty, a zmiana wenflonu co 1-2 doby…), wiele badań mających wykluczyć rozprzestrzenienie się zakażenia na inne układy (ostatecznie odstąpiono od punkcji lędźwiowej oraz od przetaczania krwi ze względu na doby stan ogólny) i liczne skierowania do poradni specjalistycznych – nefrolog, hematolog (po leczeniu szpitalnym – niedokrwistość), kardiolog (szmer nad sercem – wcześniej przez nikogo nie słyszany) oraz skierowanie na badanie CUM w celu wykluczenia wady układu moczowego (wady nie wykryto).
Po tym wszystkim synek dużo chorował. Już po tygodniu byliśmy ponownie w szpitalu z zapaleniem oskrzeli, a następnie w wieku 8 mc (w środku lata) miał ciężkie zapalenie płuc. W trakcie tego pobytu w szpitalu rozszerzono diagnostykę w kierunku zaburzeń odporności i okazało się, że syn ma bardzo niskie wskaźniki odpowiadające za odporność- hipogammaglobulinemia. Przy wypisie zostaliśmy skierowani na kolejne badania kontrolne tych czynników za 1,5 mc i 6 mcy. Po tym pobycie synek praktycznie cały czas miał infekcje dróg oddechowych i non stop zalecone inhalacje (Ventolin/Pulmicort). Przy kolejnej hospitalizacji (ponownie zapalenie płuc). Kiedy syn miał rok, usłyszałam, że nadal mam inhalować, dostałam skierowanie do alergologa i zalecenie wykonania szczepienia na pneumokoki. W międzyczasie doszczepiłam syna w wieku 6 i 8 mcy Infanrixem IPV Hib.
Z błędnego koła postanowiliśmy wyrwać się kiedy syn miał rok i 2 mce, a nam już brakowało sił na kolejne wizyty u lekarzy, którzy chyba nie mieli żadnego pomysłu na leczenie naszego dziecka, a dobrej marki inhalator na znak protestu padł po zaledwie 6 mcu bardzo intensywnego używania… Przestaliśmy inhalować, przestaliśmy odwiedzać lekarzy, starsza córka przestała chodzić do przedszkola, a my zaufaliśmy cudownej pani homeopatce i medycynie naturalnej. O kolejnych terminach szczepień decydowałam sama, nie pozwalałam nigdy podać 2 szczepionek jednocześnie i nigdy nie szczepiliśmy, kiedy miałam wątpliwości co do stanu zdrowia syna lub kogokolwiek z rodziny, przed każdym szczepieniem wykonując zawsze badanie moczu. I tak w wieku 3 lat syn dostał ostatnią szczepionkę z tych obowiązkowych do 18 mca. Nie podaliśmy mu też żadnej szczepionki zalecanej. Po 3 kontrolach zaburzeń odporności – diagnoza: brak zaburzeń, czynniki stopniowo rosną i dążą do normalizacji.
Próbowano jeszcze w wieku 1,5 roku zrobić z syna astmatyka i zmusić mnie do inhalowania Pulmicortem na próbę przez 3 mc (cały okres letni) i zobaczyć czy nie będzie chorował… Podziękowałam za zalecenia i powiedziałam, że inhalować nie będę! Dotychczas żaden lekarz, z którymi mieliśmy do czynienia, a było ich kilkudziesięciu, nie łączył tej szczepionki podanej w 7 tyg. życia z sepsą, a tym bardziej z dalszymi powikłaniami. Owszem, powiązanie: sepsa – osłabienie odporności – tak, ale szczepienie – sepsa – osłabienie odporności – absolutnie nie! Raz usłyszałam tylko szeptem od jednej pani doktor, że po I dawce szczepienia dziecko nie powinno nigdy gorączkować, co najwyżej ma prawo mieć odczyn na skórze i że dopiero przy kolejnych dawkach gorączkowanie może się zdarzyć. W związku z tym nigdy żadnego zgłoszenia do sanepidu nie złożyliśmy… a o kolejnych dawkach szczepionek, które są przed nami, myślę zawsze z przerażeniem i walącym sercem…
_______________